pisanie

Dla jednych bóg, dla drugich potwór.”Maestro” Justyny Miętlickiej

Kiedy trwa bożonarodzeniowy koncert, na jednych spadają sztuczne płatki śniegu, drugim wali się świat na głowę. Tak zaczyna się „Maestro” Justyny Miętlickiej.


Wysublimowany gust dyrygenta dotyczy nie tylko muzyki, ale i kobiet. Ta druga pasja doprowadza do tragicznych wydarzeń, w których rykoszetem obrywa rodzina maestra. Zresztą już tylko z nazwy, bo chorobliwa ambicja muzyka prowadzi go na szczyty, a tam brakuje miejsca dla wszystkich. Aplauz otula nie mniej przyjemnie, niż namiętność.

Melomani traktują maestra jak ucieleśnienie boga, przedstawiciele władz miasta oklaskują pomysł wybudowania filharmonii, której podarował czas, pieniądze i serce.

Czyli maestro potrafi kochać. Mnie samą zaskakuje ta refleksja, ponieważ na kartkach powieści ukazany jest jak zimny egoista, wrażliwy na dźwięki muzyki i uniesienia cielesne, o ile nie dotyczą jego żony.

Będąc u szczytu kariery, gdy wydaje się, że Jerzemu Majerowi sprzyja cały świat, tragedia wiolonczelistki Alicji powoduje zachwianie stabilną pozycją mistrza. Jak zareaguje żona, dzieci? Czy będą wspierać Jerzego, pomimo pogłębiającego się latami deficytu miłości z jego strony?

„Maestro” to opowieść o ludziach uwikłanych w walkę o siebie, którą czasem wygrywają, a czasem, wbrew sobie, chwytają pomocną dłoń. Kto jest prawdziwym przyjacielem. Jak daleko potrafi posunąć się człowiek, by chronić najbliższych. Jaką cenę można zapłacić za spokój. Czy niemówienie prawdy tożsame jest z kłamstwem.

W tej historii nie ma płaskich bohaterów. Portret psychologiczny każdego z nich ułatwia zrozumienie motywacji, ale czy wystarczy, żeby wybaczyć?

Smutna historia o ludziach skomplikowanych, dobrych i złych jedocześnie. Nikt nie dał nam prawa ich osądzać, a jednak robimy to.

Polecam „Maestro” Justyny Miętlickiej  z całego serca.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.