pisanie

Bezpruderyjny „Męski obowiązek” Angeli Węckiej. Co mnie zmroziło i dlaczego się rumienię – recenzja.

„Męski obowiązek” Angeli Węckiej zabierze cię w Bory Tucholskie, gdzie w otoczeniu przyrody przeniesiesz się w świat Jagody i Kostka. Będziesz świadkiem odważnych scen erotycznych i sensacyjnej intrygi. I choć książkę można znaleźć na półce romans śmiem twierdzić, że o szybsze bicie serca przyprawia wartka akcja w drugiej połowie, niż relacja damsko-męska.


To, co za chwilę przeczytasz, nie będzie recenzją sensu stricto, ale refleksją po przeczytaniu „Męskiego obowiązku”. Bardzo subiektywną, z którą możesz się zgodzić lub nie. Czy warto po nią sięgnąć dowiesz się z ostatniego akapitu, więc jeśli nie masz czasu – przejdź tam od razu. Nie polecam, bo ominie cię kilka istotnych szczegółów.

Jeśli czytałaś blurba (rekomendacja na tylnej stronie okładki) znasz zarys streszczenia. Bizneswoman z Warszawy zaszywa się chatce dziadków w małej wiosce. Dowiadujemy się o jej traumie, powoli odkrywamy kolejne tajemnice związane z tym miejscem. Szereg niepokojących wydarzeń nabiera rozpędu, istotnym elementem w grze okazuje się przystojny leśnik, Kostek.

Narracja

Narracja książki jest pierwszoosobowa, co nieczęsto spotykam w literaturze, a ja w ogóle rzadko czytuję romanse, a ten rodzaj narracji znajduje zastosowanie najczęściej właśnie w romansach. Nie jest to moje ulubione rozwiązanie, ponieważ zawęża możliwość opisywania stanów wewnętrznych postaci. Domyślam się jednak, że mógł to być zabieg celowy (zaraz wyjaśnię), albo Autorka preferuje taki styl, do czego ma prawo.

Dlaczego uważam, że narracja pierwszoosobowa była zamierzona? Otóż język, jakim Angela Węcka napisała „Męski…” określiłabym mianem potocznego. W literaturze spodziewam się bardziej plastycznego ujęcia, ale skoro narratorką jest główna bohaterka, młoda dziewczyna z Warszawy, prowadząca własną firmę, babka mocno stąpająca po ziemi, nie ma czasu na silenie się na poetykę. Taki zabieg wbrew pozorom nie odbiera innym postaciom możliwości zaprezentowania się, tyle tylko, że przez pryzmat sposobu, w jaki postrzega je Jagoda, główna bohaterka.

Erotyka

Skoro o postaciach mowa; bardzo mocny akcent w książce. Podoba mi się, jak Angela scharakteryzowała swoich bohaterów, od wyglądu i ubioru począwszy, na sposobie mówienia i zapachu skończywszy. Pobudziła wszystkie zmysły czytelnika.

Jestem zauroczona scenami erotycznymi. Wprawdzie dosadne słownictwo w pierwszym momencie mnie zmroziło, ale pomyślałam sobie ej, dajże spokój udawanej pruderii. No i dałam. Od tego momentu chłonęłam całą sobą cielesne uniesienia.

I tu ogromny minus dla „Męskiego obowiązku”. Za mało! Czuję niedosyt. Mam wrażenie, że Autorka zanurzyła opuszki palców w spokojnej tafli jeziora marszcząc delikatnie uładzoną strukturę, podczas gdy ja pragnęłam, żeby zanurzyła w niej rękę aż po łokieć! Angelo, tak się nie godzi (dla jasności: to sarkazm). Angela Węcka ma potencjał w tej dziedzinie, czemu dała popis choćby w „Ostrym”. Jeszcze nie czytałam, ale skala oburzenia w sieci skłania mnie do zakupu książki. Jestem pewna, że „Ostrym” Angela Węcka nie tylko doprowadza czytelników pod sam szczyt, ale pozwala im, mówiąc odważnie, na finał. Czyli jednak nie odważnie, doczytajcie podtekst, ja się rumienię na to słowo.

Wróćmy do „Męskiego…”. Erotykiem nie jest, choć sceny łóżkowe (nie odbieraj tego dosłownie, więcej nie zdradzę) pojawiają się. Romansem bym go nie określiła, choć właśnie tę półkę przeszukujcie w księgarniach, jeśli chcecie dokonać zakupu. Druga połowa książki pędzi wartką akcją sensacyjną. Pędzi tak, jak lubię, ale ja gustuję w thrillerach i kryminałach, dlatego mnie ten pomysł odpowiada. Tyle tylko, że wymyka się standardowemu pojmowaniu gatunku, jakim jest romans.

Sięgnęłam po „Męski obowiązek” trochę z ciekawości, trochę z przypadku. Angelę Węcką odwiedziłam na targach książki w Katowicach, a że wyprzedała cały zapas „Ostrego”, którym mnie do siebie (nieświadomie) zwabiła, poleciła właśnie „Męski obowiązek”. A ponieważ nie miałam oczekiwań, nie czuję też rozczarowania. Sensacja i erotyka wypełniły pustkę po ubogim wątku romansowym.

Grzeszki

Gdybym się miała przyczepić do fabuły, scena z kabelkami w stodole wydaje się mało realistyczna. Nie napiszę w szczegółach, żeby nie spolerować, ale jak do niej dojdziecie, zrozumiecie, co mam na myśli. Przyjmijmy jednak, że to fikcja literacka (bo przecież nie literatura faktu); z przymrużeniem oka możemy ją „łyknąć”.

Książka nie jest wolna od małych grzeszków, za które odpowiada wydawca (nie Autorka!). Redaktor/korektor przegapili „ceramiczny zlew w łazience”. Trochę rozumiem, bo u mnie w domu też mówiło się „zlew”, dopiero mój mąż zwrócił mi uwagę, że w łazience, to my mamy jednak „umywalkę”. Dlatego teraz tak mędrkuję. Czepiam się, wiem.

Piękna okładka, z uszlachetnieniami (dodatkowy lakier), ze skrzydełkami. Zwykle czytuję ebooki, co daje mi możliwość powiększenia czcionki, więc przy małym foncie w papierowej wersji „Męskiego obowiązku” trochę się męczyłam. Ale to wydawca decyduje o szacie graficznej, a covid wpłynął negatywnie na wiele branż, w tym problemy z dostępnością papieru. Czy to jest powodem, czy oszczędność wydawcy, nie wiem.  

Zaskakujące słowo komentarza od Angeli na końcu. Dowiadujemy się o motywacjach Autorki, o Jej związku z Borami Tucholskimi. Odkrywa przed czytelnikami rąbek prywatnego życia. Dzięki temu skraca dystans między sobą-pisarką, a czytelniczkami. Ale kto śledzi Angelę w mediach społecznościowych ten wie, że ona taka jest z natury.

Czytać, czy nie czytać?

Podsumowując, „Męski obowiązek” Angeli Węckiej jest książką, którą czyta się szybko i łatwo. Czy to działa na plus, czy minus, zależy od preferencji czytelnika. Tempo wymusza wartka akcja, która sama niesie; po prostu inaczej się nie da. Ja taki zabieg w książkach bardzo doceniam. Idealna na weekend, wakacje, chwilę relaksu. Po przeczytaniu czuję niedosyt scen miłosnych, mam nadzieję, że będzie ich więcej w drugim tomie. Póki co, sięgnę po „Ostrego” Angeli Węckiej, z oczekiwaniami mocnych doznań.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.