codziennik,  teatr

Talent talentem, ale weź się do roboty!

Lubię świat uporządkowany. Mam talent do szufladkowania. Każdy temat w osobnej, najlepiej opracowany do końca i zamknięty. Ludzie mało konkretni, niezdecydowani, nieskuteczni budzą moje niezrozumienie. Dlatego chyba trudno się ze mną pracuje. Skupienie, tempo, szukanie nowych rozwiązań to trzy kluczowe cechy, których wymagam nie tylko od siebie.


Z jednej strony stanie na scenie w świetle reflektorów i skupianie na sobie uwagi umacnia mnie wewnętrznie, z drugiej zaś duszą towarzystwa nie bywam. Potrafię siedzieć bezgłośnie na nudnej imprezie rodzinnej, o spotkaniach branżowych nie wspominając. Mam się za profesjonalistę, więc pozornie można nie dostrzec mojego zniechęcenia, poza tym umiejętności aktorskie robią swoje.

Brak sensu… nonsens!

Nie mogę jednoznacznie powiedzieć, że nie lubię swojej pracy, ale ma wrażenie, że ona nie lubi mnie. Jestem dobra w tym, czym się zajmuję, jednak poczucie braku sensu dopada mnie od czasu do czasu. Jakoś na życie zarobić trzeba, zaciskam zęby i prę naprzód, ale gdybym ścieżkę zawodową mogła zaczynać od nowa zmieniłabym jej kierunek diametralnie. Problem w tym, że chyba za późno dojrzałam. Moment, w którym wybierasz studia rzadko kiedy pozwala świadomie zdecydować i choć nie przesądza o twojej przyszłości zawodowej (przecież mnóstwo ludzi pracuje w innym, niż wyuczony), to jednak angażuje spory kawałek życia.  

Patrz wstecz tylko po to, żeby patrzeć w przyszłość

Moja osobista analiza z perspektywy 40-kilkulatki doprowadziła mnie do konkluzji, że nie chce mi się marnować energii życiowej na coś, co mnie nie interesuje. Swoją przestrzeń podzieliłam na dwa światy: zawodowy i prywatny. Jak wielu, jednak kto może z czystym sumieniem powiedzieć, że czuje się spełniony? Ja tak! O pracy nie będę pisać, bo mam do niej dużo szacunku i odczuwam dobre wibracje ze strony współpracowników, a fakt, że dopada mnie zniechęcenie z powodu żmudnych i monotonnych czynności nie czyni jej złą.  Poza tym jestem naprawdę dobra w tym, co robię i mogę ze spokojem zamknąć laptopa, żeby zająć się SOBĄ. Czuję się doceniona, a to dużo. Spełnienia jednak szukam poza pracą. Czy pomaga mi wrodzony talent (jeśli go mam), czy jest to wynik ciężkiej pracy?

Talent bez pracy się zmarnuje

Jeśli polubiłeś mój Fanpage wiesz, że pół roku temu chciałam zamknąć bloga. Wydawało mi się, że nikogo nie interesuje o czym piszę, a niektórzy wyśmiewając ekshibicjonizm w sieci zmusili mnie do zastanowienia, czy zaliczam się do grona poddawanego ostrej krytyce. Kiedy niezupełnie wprost, ale jednak poddałam w wątpliwość cel i sens zaczął spływać na mnie pozytywny feedback. Okazało się, że zdaniem niektórych mam talent, moje treści są interesujące, ale z racji powściągliwości nie afiszują się z tym w social mediach (a szkoda, bo każde działanie jak komentarz na blogu, like na FB, udostępnienie przekłada się na zwiększanie zasięgów).

Dwa lata i do widzenia

Mój własny mąż z politowaniem kiwał głową, bo doliczył się dwóch lat aktywności blogowej, a tyle wynosi mój limit zaangażowania. Podobnie było, kiedy po dwóch latach grania w teatrze… odeszłam. Kiedy jednak podjęłam konkretne działania, tzn. zlikwidowałam konto na Instagramie, zleciłam zamknięcie Fanpag’a (nie odbywa się to natychmiastowo, pozostają dwa tygodnie na zmianę decyzji), wysłałam maila do firmy, w której mam wykupiony hosting z prośbą o zlikwidowanie bloga (nie da się z poziomu WordPressa, w którym działam) spłynęło na mnie dużo dobrej energii i protesty. Mąż przekonywał:

Daj sobie jeszcze pół roku, jeśli po powrocie z Indii zdecydujesz się na ostateczny krok – zrobisz to.

Do Indii lecę za 3 miesiące…

Odwołałam akcję z zamykaniem (poza Instagramem, to konto przepadło i musiałam stworzyć nowe), postanowiłam też wrócić do teatru. Więcej o powodach pisałam w tym artykule. W myśl zasady:

Jeśli masz mało czasu weź na siebie dodatkowe obowiązki.

To działa, serio! Poza blogowaniem i graniem w teatrze zajęłam się kręceniem filmów. Na kanale Youtube znajduje się kilka przemyślanych realizacji (i znacznie więcej trzęsących się obrazów z Tajlandii, Kambodży i Wietnamu). Uczę się sztuki filmowania i z najbliższej wyprawy do Indii zamierzam przywieźć sporo materiału na vloga. Chciałoby się czasem też coś poczytać; jednym słowem – nie wiem w co wbić ręce. I dobrze, tak trzymać!

Potrzeba mi chwili wytchnienia, ciszy i spokoju, mam już plan jak sobie w tym pomóc (bo choć spokój powinniśmy znaleźć w sobie mała pomoc z zewnątrz mile widziana). Nie zdradzę jeszcze jaki projekt chodzi mi po głowie, bo jest w powijakach i głupio będzie, jeśli się nie ziści.

Krytyka… dodaje skrzydeł!

Ludzi w ogóle nie interesuje to, czym się zajmujesz, ale mają najwięcej do powiedzenia na temat tego jak żyjesz. Co powinieneś, czego nie powinieneś, co absolutnie musisz i takie tam. I choćbyś nie wiem jak dobry był w tym, co robisz zawsze znajdą się głosy krytyki. Bywa, że krytykiem jesteś dla siebie ty sam. Przy mojej dużej świadomości potencjału aktorskiego dopadło mnie ostatnio zwątpienie. Właściwie sama jestem sobie winna, bo talent talentem (zakładam, że duszę artystki posiadam), ale z pustego i Salomon nie naleje.

Talent schowaj do kieszeni i weź się do roboty!

Dostałam niewielką rolę w sztuce, która była już wystawiana, ale z racji perturbacji personalnych potrzebna była osoba do zastąpienia dotychczasowej aktorki. Weszłam więc w spektakl dopracowany, kilkukrotnie wystawiany, do zgranej ekipy. Pierwsza próba zwykle jest czytaniem scenariusza i omawianiem roli, tymczasem ja weszłam niejako w sam środek i to bez taryfy ulgowej. Poszłam bez wkucia tekstu na pamięć i nie dość, że musiałam odnaleźć się fizycznie na scenie, to jeszcze brak tekstu zmuszał mnie do latania z kartkami. Prawda jest taka, że podstawą ćwiczenia roli jest pamięciówka i dopóki nie nabierzesz swobody w posługiwaniu się słowem, nie masz możliwości pracować nad ciałem. Na domiar złego chodziłam po deskach jak zamroczona chorobą. Koledzy wtrącali:

Nie, stań tu!

Nie, tam!

Teraz musisz obejść ten stół i dopiero mówić do niej.

Dobre podpowiedzi – choć cenne – spychały mnie w czarną otchłań dezorientacji. W dodatku próba odnalezienia się z kartką w ręku nastręczała trudności.

Konkluzja jest jedna i w zasadzie może stanowić odpowiedź na wszystkie poruszone w tym wpisie kwestie:

Talent i umiejętności to jedno, ale bez systematycznej pracy jesteś skazany na porażkę.

Kiedy sto lat temu próbowałam ukierunkować moją córkę, doradzałam jak ma postępować, starałam się uchronić przed złymi doświadczeniami moje nastoletnie dziecko powiedziało ze spokojem:

Mamo, pozwól mi popełniać moje własne błędy. Na twoich nie nauczę się tak wiele.

Nie syć oczu cudzymi przygodami

Proces edukacji nie kończy się nigdy. Niezależnie od tego w jakim jesteś wieku masz szansę zająć się czymś nowym i nie musi to oznaczać stricte życia zawodowego.  Poza pracą zostaje sporo czasu, a szkoda byłoby spędzić je przed telewizorem sycąc oczy cudzymi przygodami. Znacznie lepiej dla  twojej psychiki będzie sprawdzić ofertę pobliskiego domu kultury, zadać sobie pytanie do czego mam talent, co mnie interesuje i wejść w to, spróbować, nawet jeśli za pół okaże się, że to nie to. Masz dość energii, żeby wziąć się za bary z kolejnym wyzwaniem. Za którymś razem wkroczysz na właściwą ścieżkę.

Jaki jest Twój talent?

Daj znać w komentarzu co cię interesuje, jakie masz hobby, czym się zajmujesz w wolnym czasie, albo za czym tęsknisz i chciałbyś spróbować (co cię powstrzymuje)?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.