
Bliscy – portret czasów
Annie Ernaux twierdzi, że książkę „Bliscy” napisała tonem beznamiętnym. Nie mogę się ustrzec porównania do gry scenicznej, gdzie łatwo przedobrzyć, ciskając w widza emocjami. Tymczasem trudniej zmusić odbiorcę do płaczu, niż mu ten płacz kazać oglądać. I właśnie tak mam z „Bliskimi” Annie Ernaux, która mimo pozornego chłodu porusza w czytelni najwrażliwsze struny.
Autobiograficzna powieść podzielona jest na trzy części, z której każda poświęcona jest innemu członkowi rodziny. Mamy oto opisaną relacje z ojcem, niewykształconym pracowniku fizycznym, matce, aspirującej do zajęcia szanowanej pozycji, czego ani duma ani gwałtowne obycie nie ułatwiają, a mam nawet wrażenie, że nasycają poczucie niższości i kompleksy oraz siostrze, która autorka zna jedynie z pamiątkowych zdjęć, gdyż rozłączyła je przedwczesna śmierć dziewczynki.
Obsesja: „Co ludzie o nas pomyślą?” (sąsiedzi, klienci, wszyscy).
Zasada: nieustannie rozbrajać krytyczne spojrzenia innych – grzecznością, brakiem opinii, skrupulatnym wyłapywaniem nastrojów, które mogą cię dotknąć. Nie przyglądał się jarzynom w ogrodzie, którego właściciel był zajęty kopaniem, chyba że zachęcono go do tego gestem, uśmiechem czy przyjaznym słowem. Żadnych odwiedzin bez zaproszenia, nawet u chorego w szpitalu. Żadnych pytań zdradzających ciekawość lub ochotę na coś, które dawałoby rozmówcy przewagę nad nami. Zakazane zdanie: „Ile to kosztowało?”.
Kim bym był
Chyba nikt po lekturze nie przejdzie obojętnie nad pytaniem, kim by był, gdyby urodził się w innej rodzinie. Jak dalece oddziałuje na nas wychowanie, środowisko i gdzie w tym wszystkim plasują się nasze ambicje. Czym są w istocie i dlaczego różnią się od dążeń znajomych nam ludzi. Sama Annie pragnie dla siebie innego życia, lepszego, oddalając się od rodziny, a nie zrywając z nią. Bo nie sposób uciec od siebie i tej cząstki przodków, która czekała, aż określona dusza ubierze się w materię ciała.
Autorka próbuje rozliczyć się z przeszłością, co na pewno niesie ze sobą wartość terapeutyczną. Jak na dłoni widać wyraźnie, że w miarę rozwijania siebie, odstajemy od naszych korzeni. Dobrze to i źle. Warto chcieć dla siebie lepszego losu, ale bez pielęgnowania relacji z drugim człowiekiem, a w szczególności takim, z którym dzieli nas ta sama przeszłość i doświadczenie, oddalimy się od siebie samych, a chyba nie taki cel nam przyświeca.
Dla mojej matki bunt miał tylko jedno znaczenie: nie zgadzać się na biedę, i tylko jedną formę: pracować, zarabiać i stać się nie gorszym od innych. Stąd ten gorzki wyrzut, którego nie rozumiałam, podobnie jak ona nie rozumiała mojej postawy: „Gdybyśmy cię wysłali do fabryki, jak miałaś dwanaście lat, nie byłabyś taka. Nie doceniasz swojego szczęścia”. I jeszcze ta pełna złości uwaga pod moim adresem: „Chodzi toto do szkoły z internatem, a nie jest warte więcej od innych”.
„Bliscy” we Francji
Na francuskim rynku powieść ukazała się jako trzy odrębne książki, w Polsce wydano je jako jedna powieść. Niestety widać szwy między nimi, pojawiają się powtórzenia. Nie wpływa to na mistrzowski styl pisarki, ale jest zauważalne.
„Bliscy” Annie Ernaux to swego rodzaju portret czasów. Intymność wystawiona pod światło, zimna, beznamiętna, a jednak czuła. Nasycona miłością, choć lekko chropowatą.
Polecam każdemu tą subtelną podróż między słowami.


