
Da Lat – dzień 1
Da Lat położone jest w południowym Wietnamie w Górach Annamskich. Różnica temperatur pomiędzy Sajgonem a Da Lat to około 10 stopni w dół. Znaczy to mniej więcej tyle, że przy 25 st. da się jednocześnie oddychać, myśleć i poruszać. Przynajmniej my tak to widzimy, bo lokalsi ubierają puchowe kurtki i wełniane czapki.
Zobacz kilkuminutowy filmowy skrót dotyczący tego artykułu.
Wjechaliśmy kolejką turystyczną
z zabytkowego dworca do miasteczka z Linh Phuoc Pagodą. Da Lat nazywane jest Miastem Miłości, ciągną tu zakochani i świeżo poślubieni małżonkowie fundując sobie sesje fotograficzne na tle pięknie ukwieconego miasta, starej lokomotywy, czy w Dolinie Miłości, gdzie nawet krzaczki przystrzyżone są w zwierzątka i serduszka.
Linh Phuoc Pagoda jest zatłoczona, dość kolorowa. Znajduje się w niej wizerunek 18 warstw piekła pokazujących proces poszukiwania Mme Kieu Lien (sensu). Kiedy ludziom uda się wreszcie go odnaleźć nastąpi w nich przemiana, nie będą już oceniać innych, za to będą się wzajemnie szanować i służyć pomocą. Ładnie to wszystko brzmi, ale szczerze mówiąc miejsce bardziej przypomina targowisko i cepelię.
Znacznie ciekawszym doświadczeniem okazała się świątynia buddyjska:
Trúc Lâm Đà Lạt Zen Monastery
Miejsce, w którym praktykują mnisi posiada swoistą energię i niezależnie od wyznania działa kojąco. Klasztor nie jest ogólnodostępny, ale cześć świątyń i ogrodów z drzewami bonsai została wydzielona zwiedzającym, co pozwala zaczerpnąć energii duchowej. Nieco poniżej można dojść do jeziora i skorzystać z oferty gastronomicznej. Ceny w takich miejscach są lekko zawyżone. Nas ugościła pani, która co prawda tego dnia miała zamknięte, ale od słowa do słowa i na stole pojawiła się kawa i makaron z jajkiem.
Kawy parzone są tu różnymi sposobami
W Da Lat znajdują się plantacje kawy, tak więc można posmakować wielu gatunków. Mnie najbardziej smakuje kawa z jajkiem, ale nie pogardzę czarną z odrobiną mleczka skondensowanego na dnie.
Odpuściliśmy sobie skutery
ze względu na ruch uliczny i totalny chaos. Poza centrum co prawda jest spokojniej, ale serpentyny i ostre zmiany położenia terenu trochę mnie paraliżują. Trzeba pamiętać, że polisa ubezpieczeniowa nie działa, jeśli nie posiada się odpowiednich uprawnień do prowadzenia pojazdu, a ja kategorii A nie posiadam. Dziś poruszaliśmy się GRABEM, a taksówkarzom grzecznie odmawialiśmy. Dlaczego?
Taksówkarze nie zawsze chcą włączać licznik, a bywa, że nawet jeśli się zgodzą, to pędzi na łeb na szyję i zanim się człowiek zorientuje nabija już ładną sumkę. Ustalanie konkretnej kwoty za przejazd też bywa ryzykowne. Kierowca inkasuje daną stawkę OD OSOBY! I możesz sobie człowieku dochodzić swoich racji, a blokada drzwi nie zostanie zwolniona dopóki nie zapłacisz. I tu wracam do „fałszywego portfela”. Jeśli pokażesz jego (okrojoną) zawartość i powiesz, że więcej kurczę nie masz, to jest nadzieja, że wyjdziesz cało z opresji.
Polakom, których poznaliśmy w hostelu przydarzyło się jeszcze coś innego. Otóż taksometr co prawda został włączony, ale ze stawką 80 tysięcy dongów na start. Dla porównania: za dystans, który przejechali powinni zapłacić nie więcej, niż 40 tysięcy, a finalny rachunek wyniósł 120 tysięcy!
Czy to znaczy, że wszystkim taksówkom mówimy nie? Bynajmniej. Trzeba tylko polegać na sprawdzonych korporacjach, np. Vinasun i Mai Linh.
GRAB to taki nasz polski UBER. Ściąga się aplikację, ustala formę płatności (karta, gotówka) i wyszukuje kierowcę na konkretny przejazd. Wyskakuje szacowana cena, dzięki czemu mamy pewność, że nikt nas nie oszuka.
A jeśli nie taxi i GRAB, to co?
Albo wykupujemy gotowe wycieczki w jednym z lokalnych biur turystycznych, albo wynajmujemy auto z kierowcą i dostosowujemy plan do własnych potrzeb. Koszty przy dwóch osobach są niewiele większe, a mamy ofertę skrojoną pod siebie. A jeśli uda się zwiększyć liczbę uczestników, to okaże się, że taka opcja może wyjść jeszcze taniej!
Gdyby komuś bardzo zależało na skuterze, a nie chciałby sam prowadzić może wynająć Easy Rider’a – skuter z kierowcą.
Jutro przed nami kawał okolicy do odwiedzenia. Do naszej Ekspedycji dołączy dwóch nowych członków: małżeństwo po 60-tce. Będzie nie tylko taniej, ale i weselej.
Film z dzisiejszego dnia obejrzysz tutaj.

