Chorwacja,  Motocyk~LOVE,  podróże

Tajemnicze zniknięcie w chorwacji

Zapowiadał się piękny, słoneczny dzień, jeszcze rano nie przypuszczałam, że sprawy przybiorą zły obrót. Krew odpłynie z mózgu, a ja taka niby przebojowa i pewna siebie zostanę w Chorwacji postawiona w sytuacji, w której nie potrafię odpowiedzieć na pytanie i co dalej?


Motocykl odsypiał w cieniu pod drzewami oliwkowymi, a my raczyliśmy się zieloną herbatą do śniadania, którą gospodyni zaparzała dla gości zostawiając w termosie na korytarzu. W planach wycieczka do pobliskiego miasteczka, dystans niewielki, bo niespełna 20 kilometrów. Plaża nie zając – jedziemy!

Pierwszy przystanek – parking. Łamanym niemieckim parkingowy kieruje nas z powrotem, gdzie rzekomo możemy stać za darmo. Ponieważ z niemieckiego to ja tylko guten morgen i ja, ja niezupełnie zrozumieliśmy dokąd nas skierował. W końcu uznaliśmy, że jeśli stać nas na obiad w restauracji, to i z płatnym parkingiem damy radę. Wybraliśmy pierwszy przy drodze, a pilnujące dziewczę wskazało nam wjazd do domu jej rodziców, gdzie zostawiliśmy krążownik za całkowitą darmochę! Motocyklistom wiele uchodzi na sucho, nie tylko w Chorwacji, na przykład darmowe winietki na Słowacji.

W Chorwacji

Nucąc pod nosem kawałek Wilków Baśka miała fajny biust /zawsze śpiewam gust!/, Ania styl, a Zośka coś co lubię kluczyliśmy wąskimi uliczkami wśród kamiennej architektury zabudowań Baški. Nie żartuję, na filmie wszystko widać.

Miasteczko niezwykle urokliwe

Pozbawione bałtyckiej cepelii (nie da rady kupić ciupagi, nie da rady…), za to z pięknym portem i ciągnącymi się wzdłuż wybrzeża knajpkami.

Zniknięcie w Chorwacji

Przystawałam co chwilę robiąc zdjęcia i filmując wzburzone morze. W jednej sekundzie straciłam z oczu Ulubionego Męża. Rozejrzałam się i nic. Mam w zwyczaju zostać w miejscu, w którym straciliśmy kontakt w myśl zasady, że właśnie tam najłatwiej się znajdziemy.

Na moment stanął mi przed oczami widok fal miotających Waldkiem, który osunął się w przepaść… Przegoniłam je natychmiast. Ponieważ rozłąka trwała jednak stanowczo za długo wyjęłam telefon, a jakaś pani po chorwacku tłumaczyła, że abonent niedostępny.

Tajemnicze zniknięcie w Chorwacji

Zimny pot oblał mnie całą, bo choć obawa o życie Waldka wydawała się irracjonalna, to postąpiłam kilka kroków naprzód i trzymając się skały wychyliłam głowę sprawdzając, czy ciało Waldka nie obija się bezwładnie w zalanej wodą przepaści.

Nie obijało się.

Dzwonię ponownie.

I znowu.

Chorwacka pani jak automat: niedostępny lub poza zasięgiem.

Mój mózg analizuje ostatni kwadrans. Stałam odwrócona tyłem do Waldka, obróciłam się z powrotem, a ten rozpłynął się w powietrzu.

Wybieram numer.

Czekam.

Abonament jest…

Cholera! Jeśli nie roztrzaskał czaszki na skałach to…

Bus! Na poboczu stał bus z rozsuniętymi drzwiami. Nie ma go. Odjechał. Był i odjechał.

Zapakowali Waldka do środka, wyrzucili kartę SIM i wykorzystają go jako dawcę organów.

Odbierz ten telefon!

Ktoś dzwoni. Waldek!

Niemal równocześnie mówimy: gdzie ty jesteś?!

Okazuje się, że oboje tkwimy w tym samym miejscu z tym, że po dwóch stronach budynku będącego siedzibą straży miejskiej.

Myślałem, że ty te swoje filmiki kręcisz, ale to już stanowczo za długo trwało…

Tak oto Baška w Chorwacji będzie mi się nieodłącznie kojarzyła nie tyle z kamiennymi zabudowaniami, obiektami sakralnymi i malowniczym portem, co z obawą o życie Ulubionego Męża.

Wakacje… Beztroski czas…


Może zainteresuje Cię jak dostać się zepsutym motocyklem do Splitu? Nam się udało.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.