podróże,  Wietnam

Mui Ne – nadmorski chill out

No i stało się. Samozwańcza backpackerka wylądowała w turystycznej stolicy Wietnamu! Z trzech dni, które spędzimy w Mui Ne jakieś dwie godziny planujemy na plażowanie. Może nie padniemy trupem. A jak padniemy, to nasze polisy ubezpieczeniowe uwzględniają taką ewentualność, więc luz.

Mui Ne to wioska rybacka

i nadmorski kurort w jednym. Zewsząd słychać rosyjską mowę, bo ten skrawek upodobali sobie nasi wschodni sąsiedzi. Nazwa miejscowości to inaczej „Przylądek Schronienia”, bo właśnie tu chowali się przed tajfunami rybacy.

O poranku obserwowaliśmy zmagania przy kitesurfingu. Godzina nauki kosztuje 50 dolarów. Przypuszczam, że wystarcza na szkolenie z zakładania uprzęży i podnoszenia czaszy latawca, a gdzie sterowanie nim? W dodatku po złapaniu wiatru w pędnik szybko wbiega się między fale naprędce porywając hydroskrzydło (deskę). Podziwiam. Serio.

Mui Ne słynie z kilku atrakcji, między innymi Potoku Wróżek (Fairy Streem) oraz Białych/Czerwonych Wydm (White/Red Sand Dunes).

Wyprawę do Czerwonego Kanionu i przejście pod prąd Potoku do wodospadu przypłaciłabym jeśli nie życiem, to przynajmniej pokiereszowaną stopą. Godność ma ucierpiała bardzo, ale nie na tyle, żeby nie chcieć Wam tego pokazać.

Natomiast wyprawę na Białe Wydmy śmiało możemy nazwać

„Operacją Pustynny Kapelusz”

Przypomnę tylko, że kapelusz Waldiego to trzy zupy (odsyłam do wcześniejszych postów), więc nie mógł postąpić inaczej. Ach, ci mężczyźni 😉

Więcej wyjaśni film.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.